Walka w Wólce Radzymińskiej, śmierć kpt. Stefana Pogonowskiego
Gen. Lucjan Żeligowski, bezpośredni dowódca w Wólce Radzymińskiej pisał w swoim pamiętniku:
„Bój 10 dywizji rozpoczął się przed świtem, atakiem baonu por. Pogonowskiego. O godzinie 1-ej w nocy zaatakował on Wólkę Radzymińską (…) Pułki rosyjskie, słysząc silną strzelaninę na swoich tyłach zatrzymały się i poczęły się cofać. Natarciu por. Pogonowskiego przypisuję doniosłe znaczenie (…) Słaby batalion, nie czekając godziny ogólnego natarcia, o 1-ej w nocy atakuje punkt, który – jak się później okazało, stanowi najczulsze miejsce armii rosyjskiej, centr głównej arterii nieprzyjacielskiego ruchu naprzód. Straciliśmy wielu oficerów… jednakże śmierć Pogonowskiego – jest momentem historycznym… w tym miejscu odwróciła się karta wojny, nastąpił przełom psychiczny u nas i u Rosjan. Od chwili tego natarcia rozpoczęły odwrót trzy, zwycięsko i niepowstrzymanie dotąd idące brygady, a także 21-a dywizja z Słupna.”
Karolina Gruc, ”Cud nad Wisłą. Geniusz Marszałka czy interwencja z nieba?” tygodnik „Polska Niepodległa” 1.11.2014:
„O świcie 15 sierpnia Władysława i jego żonę Józefę – gospodarzy spod radzymińskiej wsi – obudziło ujadanie dwóch podwórzowych kundli. (…) Trzęsący się ze strachu mężczyzna wycofał się do psiej budy i z niej zawołał „My uwidieli Matier Bożju” (…). Władysław (…) usłyszał zadziwiającą relację, co szczególne – potwierdzoną także przez inne osoby, które również usłyszały ją od bolszewickich dezerterów lub jeńców. W nocy z 14 na 15 sierpnia Polacy zaatakowali Wólkę Radzymińską. Kiedy ruszyli do ataku, na nocnym niebie bolszewicy zobaczyli coś, co ich przeraziło. Kobieta z tarczą w dłoni, w wielkim płaszczu zasłaniającym niebo w stronę Warszawy.”